Maria z Wasilkowskich poślubiła w 1862 roku o dwanaście lat od niej starszego Jarosława Konopnickiego herbu Jastrzębiec. Miała dwadzieścia lat – wiek ówcześnie uznawany za początek staropanieństwa.
Kochała męża, zubożałego szlachcica, zarządzającego kluczem rodzinnych majątków Bronów, Bronówek i Konopnica, majątkiem pokaźnym, ale zaniedbanym. Jednak szczęście trwało krótko, zaledwie kilka miesięcy. Jej „wąsaty anioł” okazał się być przysłowiowym, negatywnym przykładem drobnej zaściankowej szlachty, utracjuszem, hulaką i pieniaczem. Podobno niepięknie też traktował młodą żonę.
Jednak gdy po ślubie przywiózł ją do Bronowa zachwyciła się starym, modrzewiowym dworem podobnym, jak później pisała do „uróżowionej babinki”, rozległym parkiem i życzliwymi sąsiadami. Podobał się jej niefrasobliwy tryb życia, polowania, kuligi, wizyty u sąsiadów i goście w domu. Początkowo mogło ją to bawić. Niestety, rozrywkowy tryb życia spowodował, że wkrótce coraz częstszymi gośćmi okazywali się wierzyciele zaciągającego kolejne długi męża. Zrozumiałe, że wychowując sześcioro dzieci (dwoje zmarło po porodzie) zaczęła odczuwać znużenie.
Jednak radykalna zmiana w życiu i sposobie patrzenia na otaczającą rzeczywistość nastąpiła w chwili, kiedy na strychu domu odkryła pokaźną, choć zniszczoną pozostałość księgozbioru pułkownika Koryckiego, którego syn był szwagrem Jarosława. Zawierał on przemyślany wybór klasyków francuskich i niemieckich, a znalezione pomiędzy porozrywanymi egzemplarzami „Szkice” Montaigne’a były pierwszą, jak pisała do Orzeszkowej, książką „burzącą jak taran wiele moich dziecinnych jeszcze wyobrażeń i złudzeń”. Później przeczytała socjologiczno – ekonomiczne teorie Mila, Chevaliera, Roschera, Ribota i innych. Otoczenie uważało pasję czytania za dziwactwo, a mąż nie popierał jej twórczości literackiej.
Jak wyglądał dwór, na którego strychu znalazły miejsce, jako podpórki do starych, niepotrzebnych rupieci tak wybitne dzieła?
Redaktor Józef Naimski zamieścił w Kurierze Warszawskim taki opis dworku Konopnickich: (…) Kiedy minąwszy mostek stanęliśmy u podjazdu folwarcznego (…) ujrzałem śród drzew niski domek o dużej i wysokiej strzesze, chatę raczej wieśniaczą niż dworem pańskim będący. Na niskich ścianach trzymał się jeszcze tynk, którym je obrzucono, niedawno zapewne, gwoli wzmocnienia rozpadających się bierwion i desek. Cztery małe okienka, o sześciu szybkach każde, z frontu dworu ujmowały proste drewniane okiennice z wyciętymi u góry sercami. Pośrodku tych okien, jak całe domostwo, drzwi podwójne, sięgające prawie dachu prowadziły do niewielkiej sieni. Wnętrze domku pp. Konopnickich mieściło pięć pokojów, kredens i kuchnię oraz spiżarnię, dwie ostatnie izby gospodarskie wychodzące na drugą sień od tyłu domu, gdzie tuż zaczynał się ogród dworski. Z sieni na prawo wchodziło się do saloniku, na lewo zaś do pokoju jadalnego, a za nim do sypialnego ojca p. Konopnickiego, sędziwego i zamaszystego p. Wawrzyńca. Z saloniku dwa okna wychodziły na klomb ślicznych, rosłych, starych jesionów, do dziś dnia doskonale zachowanych, które ocieniały również trzecie okno szczytowe, mniejsze, sąsiedniego maleńkiego pokoju Marii Konopnickiej, w którym podobno lubiła przebywać najdłużej (…)”. W pobliżu dworku znajdowała się studnia z żurawiem, a od strony zachodniej, wśród pięknych drzew rósł „rozłożysto-kulisty” kasztan i grabowo – leszczynowy „niby gaik, niby altanka” – ulubione miejsce Marii Konopnickiej. Naimski widział dom, kiedy po bankructwie Konopnickich, w 1868 roku nowym właścicielem został Artur Wierzbicki, który w 1902 roku zdecydował o rozebraniu około stuletniego, modrzewiowego budynku i wybudował nowy w innym miejscu. Potwierdza to opis dworku w utworze Konopnickiej pt. Józik Srokacz, z którego wynika, że rozebrany budynek stał znacznie bliżej zabudowań folwarcznych i prostopadle do obecnego, stojący dziś w centralnej części parku. Również park wielokrotnie przebudowywano. Dzisiejszy park krajobrazowy pierwotnie miał charakter ogrodu kwaterowego, na co wskazuje zachowany do dziś, w północnej części regularny układ alejek.
Cztery lata później Jarosławowi Konopnickiemu zaproponowano dzierżawę odległego o 15 kilometrów na wschód od Bronowa folwarku w Gusinie. Malownicza okolica stanowiła jedyną zaletę tego miejsca. Zamieszkali w niewielkim, murowanym dworku. Z lichej, piaszczystej i nieurodzajnej ziemi trudno było utrzymać liczną rodzinę. Nie ułatwiało to również rozwoju pisarskiej działalności docenionej już wówczas między innymi przez Żeromskiego. Tu powstał zbiór wierszy pt. „Z łąk i pól”, Henryk Sienkiewicz bardzo przychylnie ocenił napisany właśnie w Gusinie poemat „W górach”: „Co za śliczny wiersz (…) sam się śpiewa, jak jakiś mazurek Szopena. (…) Ta pani lub panna ma prawdziwy talent, który prześwieca przez wiersze, jak promienie świtu przez mgłę”. Pozycję pozwoliło jej ugruntować poparcie udzielone przez Józefa Kraszewskiego, cieszącego się wówczas ogromnym autorytetem.
Jedynie mąż nie chciał uwierzyć w jej talent. Nic więc dziwnego, że po pięciu latach, jesienią 1877 roku, podjęła desperacką i nieczęstą w owych czasach decyzję o odejściu wraz z szóstką dzieci od męża i wyjeździe do Warszawy. Utrzymywała się z pracy w redakcji tygodnika „Świt” oraz działalności pisarskiej i korepetycji.
W roku 1964 dwór w Bronowie został gruntownie wyremontowany. W 1986 roku urządzono tu izbę pamięci Marii Konopnickiej, a od 1 września 1994 Muzeum Oświatowe, filię Biblioteki Pedagogicznej w Sieradzu.
Niestety w Gusinie, z dawnego folwarku zachowała się grożąca zawaleniem ruina i resztki zabudowań gospodarczych. Wydaje się, że budynku, w którym część stropów uległa zarwaniu, wyrwano wszystkie okna i drzwi, zrujnowano fragmenty ścian zewnętrznych nie uda się już uratować. Równie zaniedbane jest otoczenie, dawny ogród z powalonym drzewami, zarosłe chwastami trzy stawy. Przed wjazdem na teren w 2007 roku postawiono głaz z tablicą (dziś pękniętą) z napisem upamiętniającym pobyt Marii Konopnickiej. Podobno lokalni miłośnicy regionu i twórczości Konopnickiej podejmują starania o rekultywację majątku i remont dworu. Widząc stan dworu wydaje się to działaniem co najmniej spóźnionym.
Mariusz Gaworczyk