Walewice – niepodległość za miłość.
Sto lat temu, po zakończeniu I wojny światowej Polacy cieszyli się z odzyskania niepodległości.
Przy tej okazji można przypomnieć, że 111 lat wcześniej radość na ulicach Warszawy również graniczyła z euforią. Spowodował ją wjazd do stolicy wojsk francuskich, pod wodzą marszałka Francji Joachima Murata, poprzedzających przybycie z Poznania Napoleona, uważanego przez wielu za wskrzesiciela Królestwa Polskiego. Uważano, że ogłoszenie niepodległości Polski jest już tylko kwestią czasu. I rzeczywiście, w krótkim czasie dekretem cesarskim Napoleona został powołany pierwszy rząd tymczasowy dla „Polski zdobytej na królu pruskim” – siedmioosobową Komisję Rządzącą i pięcioosobowe Dyrektorium Generalne. Do nowych władz, poza Józefem Wybickim, wchodzą reprezentujący orientację legionową przedstawiciele arystokracji. Prezesem Komisji Rządzącej został wybrany marszałek Stanisław Małachowski, a Dyrektorem Wojny – książę Józef Poniatowski. Ustanowienie centralnych władz wywołało w stolicy ogromny wybuch patriotycznego entuzjazmu. Dla ludności Warszawy, udręczonej wieloletnią okupacją i rekwizycjami wojennymi ważny był akt państwotwórczy – pierwszy, realny zadatek przyszłej, jak wierzono, lada chwila mającej nastąpić niepodległości. Przypieczętowany w Dreźnie nadaniem przez Napoleona 22 lipca 1807 roku Księstwu Warszawskiemu, liczącemu 2,6 miliona mieszkańców i odłączonych od Prus 100 tysięcy km2 powierzchni, konstytucji normującej ustrój, jako monarchię konstytucyjną.
Szał radości ogarnął Warszawę. Jednak w polityce nic nie dzieje się za darmo. Tylko nieliczni zdawali sobie sprawę z faktu, że ceną, jaką cesarz wyznaczył za ustanowienie namiastki państwowości były nieograniczone dostawy żywności i koni dla armii, „danina krwi” w postaci utworzenia wojska polskiego – plan rekrutacji zakładał powołanie pod broń armii w liczbie 35 tysięcy piechoty i 11 tysięcy jazdy, i choć liczby te były zbyt wygórowane jak na ówczesne możliwości, to i tak znaczna część planu została wykonana. Trzecie żądanie Wyzwoliciela wydawało się najprostsze do spełnienia – polska kochanka – najlepiej szlachcianka.
Cóż, zdobywcom się nie odmawia.
„Dnia 7 stycznia o godzinie 8 wieczorem damy polskie miały honor być pierwszy raz przedstawione Najjaśniejszemu Panu. Zgromadziły się w liczbie około 70 do 80 osób w Sali zamkowej Pałacu Pod Blachą”. Miał więc cesarz w czym wybierać. Wśród zgromadzonych znalazła się także Maria z Łączyńskich, szambelanowa Walewska. Tam właśnie nastąpiło pierwsze, oficjalne spotkanie przyszłych kochanków (nieoficjalnie spotkali się wcześniej, w Błoniach, podczas przejazdu Napoleona do Warszawy). Tam też Napoleon wypowiedział słynne słowa: „Ach, cóż za piękne kobiety w Warszawie”, i właśnie wtedy, na balu zorganizowanym przez Talleyranda, odtańczył historyczny kadryl z Walewską, wielokrotnie później odtwarzany przez powieściopisarzy i filmowców. Cesarski romans rozwijał się początkowo powoli w skomplikowanej plątaninie spraw i wydarzeń styczniowych. Podobnej sensacji towarzyskiej wielki świat stolicy nie przeżywał jeszcze nigdy. Zdobywca Europy, Zbawca Polski, Pogromca Uciemiężycielów zakochał się od pierwszego wejrzenia w ziemiańskiej gąsce spod Łowicza, która wygrała to targowisko próżności, choć według księżnej Radziwiłłowej była kobietą niewielkiego wzrostu, niewielkiego rozumu, ale wielkiej urody.
Anna Potocka zaś w pamiętnikach ma za złe Marii Walewskiej, że broniła się przed Napoleonem równie słabo jak twierdza Ulm, która w 1805 r. padła po jednym dniu oblężenia. Nie była to prawda. Polska „żona” cesarza to jedna z najtrudniejszych jego zdobyczy. Być może dlatego, że dwa lata wcześniej dla ratowania honoru rodziny jej brat musiał przeznaczyć 100 tysięcy florenów, by przekonać o 50 lat starszego, pogrążonego w karcianych długach szambelana Walewskiego do poślubienia będącej w trzecim miesiącu ciąży panny Łączyńskiej. Ojcem dziecka był najprawdopodobniej spokrewniony z feldmarszałkiem Suworowem rosyjski oficer Arkadij Suworow. Tak więc skandal gonił skandal.
Mimo to, Książę Józef Poniatowski zwraca się do niej słowami: „Mario, musisz iść do tego mężczyzny. To nie my, lecz cała Polska żąda tego od pani! Odwołuję się do pani patriotyzmu!”.
A Tymczasowa Komisja Rządząca (powołana przez Napoleona) przesyła jej list: „Pani! Małe przyczyny wywołują często wielkie skutki. Kobiety zawsze wywierały wielki wpływ na politykę świata. Historia najdawniejsza aż do czasów nowożytnych potwierdza tę prawdę. Tak długo, jak namiętności rządzą ludźmi, będziecie Pani jedną z najstraszliwszych potęg. Jako mężczyzna oddałabyś życie za godną i słuszną sprawę ojczyzny. Jako kobieta możesz jej służyć własnym ciałem. Ale również są inne rodzaje poświęcenia, które możesz Pani ofiarować, które musisz sobie narzucić, choćby nie wiem, jak byłyby trudne. Czy mniemasz, Pani, że Estera oddała się Ahaswerowi z miłości? Czy przerażenie, jakie w niej budził, że aż mdlała w jego obecności, nie dowodziło, że w tym związku nie było miejsca na czułość? Poświęciła się, by zbawić swój naród, i to jej przypadła chwała jego ocalenia. Obyśmy mogli powiedzieć: na chwałę Pani i na nasze szczęście. Czyż nie jesteś, Pani, córką, matką i małżonką gorliwych Polaków?”.
Ta jawnie stręczycielska propozycja, zakamuflowana miłością do ojczyzny, pewnie by nie padła, gdyby ówczesna warszawka nie zgadzała się w jednym: hrabina jest jednocześnie młoda, ładna i lekkomyślna. Pod kluczem „lekkomyślności” kryło się nic innego jak powszechna wiedza o panieńskiej ciąży niespełna osiemnastoletniej Walewskiej. Nie był też przeszkodą mąż hrabiny, który za umożliwienie mu odpowiednich kontaktów towarzyskich był skłonny po raz drugi przymknąć oko na prowadzenie się żony.
Nie zamierzała jednak zostać cesarską metresą i przez pewien czas stawiała opór. Nie pomagały czułe listy i prezenty od Napoleona, a do Marii wręcz pielgrzymowali patrioci namawiając ją dla „dobra Polski” do cudzołóstwa. Podobnego tonu używał również Bonaparte pytając „czy nie mogliby pogodzić szczęścia Twego narodu z naszym szczęściem osobistym?”. Pani szambelanowa ostatecznie uległa, i w imię wskrzeszenia ojczyzny wsiadła do powozu i pojechała na warszawski zamek. A później bywała w nim już każdego wieczoru.
Postać Marii Walewskiej nierozłącznie kojarzy się z Pałacem w Walewicach, choć mieszkała w nim zaledwie kilka lat. Napoleon przebywał tu dwukrotnie.
Pałac zbudowany w 1793 roku według projektu Hilarego Szpilowskiego na malowniczym zboczu rzeki Mrogi godny był unieść dotyk stóp dostojnego gościa.
Piętrowy budynek główny zaprojektowany na planie prostokąta ozdabia monumentalny czterokolumnowy portyk frontowy w stylu jońskim, zwieńczony trójkątnym ryzalitem. W tympanonie umieszczono kartusz z herbem Pomian. Od strony ogrodu, pomiędzy głębokimi ryzalitami znajduje się taras ze schodami prowadzącymi do rzeki. Dwa boczne pawilony połączono z pałacem, załamującymi się pod kątem prostym, parterowymi galeriami.
Klatka schodowa z holu na piętro została podzielona na parterze toskańską kolumnadą. Parter dwutraktowy, z dwiema reprezentacyjnymi salami. Na piętrze nietypowe rozwiązanie stanowi dodatkowy trakt środkowy z oknami na klatkę schodową.
Czasy Marii Walewskiej pamiętają zaledwie niektóre parkiety, skrzydła drzwiowe, sztukaterie, a na piętrze XIX-wieczny marmurowy kominek, boazeria, cztery drewniane obramowania luster i drewniane zwieńczenie kominka.
W części sal pałacowych mieści się muzeum. Ekspozycja składa się z kilkunastu obrazów, głównie portretów polskich od XVII do XIX wieku. Ponadto w zbiorach zachowało się popiersie cesarza Napoleona Bonapartego z 1 poł. XIX wieku oraz kilkanaście przedmiotów rzemiosła artystycznego, m.in. szafa intarsjowana z 1756 roku, piec i waza z wytwórni porcelany w Nieborowie z 2 poł. XIX wieku.
Obszerny i malowniczy park krajobrazowy zaprojektował architekt zieleni Władysław Kronenberg w 1886 roku. W parku rozmieszczone są późnobarokowe i klasycystyczne rzeźby z 4 ćw. XVIII wieku nawiązujące do postaci i scen mitologicznych – Mars, Wenus, dwie Hermy.
W pobliżu zabytkowego zespołu pałacowo – parkowego we wrześniu 1939 roku rozegrała się jedna z licznych bitew określanych, jako bitwa nad Bzurą.
Myślę, że nie wypada zakończyć tej mimo wszystko pięknej historii miłosno –narodowo- wyzwoleńczej – cytatem z zestawu karty dań, więc napiszę tylko, że dziś w pałacu mieszczą się restauracja i hotel, a niewątpliwą atrakcję stanowi stadnina koni i organizowane tu zawody hippiczne.
Mariusz Gaworczyk