Boże Narodzenie, Maria Dąbrowska i Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata.

„Drzwi otwierały się wreszcie. Salon jaśniał, pachniał i krążył przed naszymi oczyma. Szelest anielskich skrzydeł snuł się po całym domu, a choinka gorzała, tak jak goreje niebo gwiaździste — oczy mrużyły się, a serce topniało. Dzieci wchodziły nieśmiało, zupełnie oszołomione. Rodzice tak samo onieśmieleni przyciągali je za ręce i całowali. Okiennice były otwarte i we wszystkich oknach jaśniały czarodziejskie choinki. Dużo chwil cudnych upłynęło, zanim dzieci wreszcie spostrzegły podarunki pod choinką dla wszystkich ułożone. Ojciec ujmował wtedy skrzypce, przygrywał na nich i śpiewał: Muzyka A wczora z wieczora, a wczora z wieczora z niebieskiego dwora… A gdy zaintonował pieśń: Bóg się rodzi, moc truchleje… dzieci wszystkie razem wybuchały nagle śpiewem, jak płaczem. W drzwiach od jadalnego pokoju stała już cała służba, a także każdy, kto o tej porze do kuchni przyszedł. Wobec tego ojciec kładł skrzypce, brał talerz, na którym leżały opłatki i wszyscy szli do kuchni. Na wielkim stole były porozstawiane miski, a na nich piętrzyły się jabłka, orzechy i pierniki. Musiała być porcja dla każdego — i z dworskiej kuchni, i z czeladniej. Wszyscy się cisnęli, żeby się przełamać opłatkiem. Potem dostawali ogromny kielich wódki, a ojciec do nich przepijał. Przychodzili też włodarze, stelmach, ogrodnik, ale ci tylko opłatkiem się łamali i życzenia składali.[…] Później myśmy się z rodzicami dzielili opłatkiem i nareszcie zasiadaliśmy do wieczerzy, podczas której matka drżała, aby dzieci nie udławiły się ością, a dzieci jadły ryby ze strachem i zdawało im się czasem, że się dławią. Wtedy ojciec kazał im jeść dużo kartofli, i były zachwycone. Do wieczerzy dzieci dostawały słodkiego muszkatołowego wina i prosiły o jeszcze. W końcu zjawiały się bakalie — sen całego roku — słodycz daktyli pachnąca i ostra słodycz fig, aromatycznie szczypiące rodzynki, zimne marmoladki, wonne korzenne pierniki, a na końcu orzechy. Duże włoskie orzechy jedliśmy z miodem, a małymi laskowymi graliśmy z ojcem w cetno i licho”.

Tak ciepło i pięknie opisuje Maria Dąbrowska w nowelce „Boże Narodzenie” przygotowania do Wigilii w polskim dworze, w początkach XX wieku. Przyszła pisarka urodziła się i wychowała w Russowie, majątku, którym administrował jej ojciec Józef Szumski, zubożały szlachcic i powstaniec z roku 1863. Rodzice zapewnili jej staranne wykształcenie – po ukończeniu gimnazjum studiowała nauki przyrodnicze, socjologię i ekonomię na uniwersytetach w Lozannie i Brukseli, a także w Londynie, jako stypendystka Fundacji Kooperatystów. Z twórczości Dąbrowskiej najbardziej znana jest jej jedyna powieść „Noce i Dnie” – nagodzona w 1934 roku Państwową Nagrodą Literacką – oraz pisane przez całe życie i wielokrotnie przepisywane Dzienniki. Wcześnie zainteresowała się koncepcjami Edwarda Abramowskiego, filozofa i teoretyka spółdzielczości, na rzecz której działała przez całe życie.
A związki z ziemią łódzką? Otóż dzięki przyjaźni jej ówczesnego partnera Stanisława Stempowskiego (od 1927 roku, po przedwczesnej śmierci męża Mariana Dąbrowskiego) z rodziną państwa Niemyskich bywała w okresie międzywojennym częstym gościem w ich majątku Piorunów.

Pierwszy raz przyjechała tu w kwietniu 1927 roku. W 1928 w spędziła tu wraz ze Stempowskim święta Bożego Narodzenia. Pracowała wówczas nad powieścią „Noce i dnie”, której postaciom, Barbarze Niechcicowej i Lucjanowi Kociełłowi dała imiona właścicieli Piorunowa. Podczas pobytu w 1933, w IV tom tomie „Nocy i dni”, opisała swoje obserwacje związane z funkcjonowaniem majątku a także własne doświadczenia z prac rolnych, w których wykonywaniu pomagała. „Byłam przy odstawie owsa i sama nakładałam go szuflą do wagonów na stacji towarowej w Zduńskiej Woli. Kopałam z ludźmi, a właściwie zbierałam buraki pastewne, byłam parę godzin przy orce „piętrowej” przewracając skibę całkiem na wywrót, którym to sposobem Niemyski usiłuje ostatecznie zwalczać perz. W ogrodzie brałam udział w robieniu zagonów na przesadzanie truskawek, które też dzisiaj przesadziłam. Asystowałam przy sprzedaży ryb ze stawów gospodarstwa rybnego i przy kupnie krowy.”
Tu napisała siedem rozdziałów tej powieści. W okresie między wojnami do właścicieli majątku należało dwadzieścia pięć hektarów stawów hodowlanych, porośniętych pięknymi grzybieniami północnymi nazywanymi nenufarami, po które jeden z bohaterów powieści – Józef Tolibowski – wszedł do stawu w białym garniturze, by zerwać je dla Barbary. Ostatnia wizyta Dąbrowskiej w Piorunowie miała miejsce w czerwcu 1939 roku.
Murowany dwór został zbudowany w 1925 przez Lucjana Niemyskiego, syna Leona, fabrykanta sympatyzującego z socjalistami i finansującego wiele z ich przedsięwzięć, a także współredaktora i wraz ze Stempowskim wydawcy pisma „Ogniwo”. Niesymetryczny budynek wygląda nieco dziwnie, jakby niedokończony. Parterowy front zakończony został z jednej tylko strony piętrowym ryzalitem. Brak lewego powoduje, że nie było oczywiste, która część stanowi front, a która skrzydło dworku. Podczas remontu w latach 2004 – 2005 nowy właściciel, aby podnieść rangę budynku dobudował w części parterowej portyk oparty na czterech nieco ciężkawych kolumnach, mający nadać dworowi pałacowy wygląd. Nie zmieniło to wiele, bowiem ryzalit nadal dominuje nad całością.
Podczas okupacji Niemyscy zostali zmuszeni do opuszczenia majątku i przeprowadzili się do głównej siedziby rodzinnej w Podkowie Leśnej. Dąbrowska bardzo ceniła zasługi Lucjana Niemyskiego – „mężnego opiekuna wielu rodzin żydowskiego pochodzenia” – między innymi profesora M. Handelsmana. W 2000 roku Barbarze i Lucjanowi Niemyskim przyznano tytuł „Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata”.

Mariusz Gaworczyk