Panuje powszechne przekonanie, w którym kolejne pokolenia są utwierdzane przez nauczycieli, że Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Fakt, za jego panowania wybudowano około 50 zamków i warowni – 164 km Szlaku Orlich Gniazd – od Krakowa do Częstochowy, wiele kościołów i młynów. Ale, czy odmieniło to oblicze całego kraju?

Otóż nie! W Polsce nadal, aż do końca II wojny światowej i kilka lat po jej zakończeniu dominujący materiał budowlany stanowiło drewno. Patrząc na dane zawarte w V Roczniku statystycznym Królestwa Polskiego, w opracowaniu biura pracy społecznej pod kierownictwem W. Grabskiego, Warszawa 1914, str. 194-196 można przetrzeć oczy ze zdumienia.
Wśród ogólnej liczby budowli w Królestwie Polskim, do 1910 roku murowane stanowiły niecałe… 7%. Jak dalece byliśmy dotąd Polską drewnianą wskazują trzy pozycje. Największy procent budynków murowanych znajdował się w nielicznych przecież największych miastach, ale i tam procent ten wynosił zaledwie 40,2. Najmniej budynków drewnianych liczyła Gubernia Kaliska – 79, natomiast siedlecka aż 97 na sto! Na ogólną liczbę około trzech i pół miliona budowli w kraju blisko trzy miliony to budynki drewniane. Przeciętnie przypadało aż 86,24% budynków drewnianych na gubernię. Dodać należy, że na trzy i pół miliona 2969321 przypadało na obiekty wiejskie.

Kilka lat później, na ten zbudowany z drewna kraj spadła pożoga pierwszej wojny światowej. Wstępne obliczenia dokonane przez C.K.O. (Centralny Komitet Obywatelski) w 1915 roku na zlecenie ambasadora Stanów Zjednoczonych wykazały, że już w pierwszych pięciu miesiącach wojny zniszczonych zostało około pięć i pół tysiąca wsi a około tysiąca spalonych doszczętnie. To 4% ogólnej liczby wsi w Kr. P. Szczególnie bolesny w porównaniu z tym jest bardzo wysoki odsetek wynoszący 50 na 100 zniszczonych folwarków (około 5000), a zrujnowanych doszczętnie 8 na sto (osiemset). A każdy folwark to pałac lub dwór szlachecki, a także budynki mieszkalne pracujących w nim chłopów oraz budynki inwentarskie.

W obliczu tak wielkich zniszczeń trudno się dziwić, że już po kilku miesiącach wojny zaczęto się bardzo energicznie zajmować problemem odbudowy kraju.
Warszawskie Towarzystwo Opieki nad zabytkami już na początku 1915 roku urządziło w Domu Baryczków wystawę reprodukcji wszelkich zabytków polskiego budownictwa drewnianego. Wkrótce za tym przykładem podążyła Galicja, gdzie oprócz podobnej wystawy miano zorganizować biuro odnowy kraju. Rozpoczęła się ogólnopolska dyskusja dotycząca form i sposobu odbudowy po zakończeniu działań wojennych, mimo że w tym czasie trudno było o pewność, czy w ich wyniku Polska odzyska upragnioną niepodległość. Powoływano się na takie autorytety, jak Stefan Szyller, Noakowski, Lalewicz czy Zygmunt Gloger, który wywodził, że drewniane budowle chłopskie, dworskie, małomiasteczkowe, czy żydowskie bożnice były ściśle powiązane stylistycznie, a w swoich formach dzieliły je różnice regionalne i geograficzne, nie zaś stanowe, klasowe. Na wygląd chałup, szczególnie tych okazalszych, zdobnych w podcienia czy ganki niewątpliwy wpływ miał szlachcic, który będąc właścicielem wsi budował swym chłopom – czynszownikom domy według własnych upodobań.

Dwory szlacheckie, które we wcześniejszym okresie szlachcic niejednokrotnie wznosił własnymi rękami, w późniejszym okresie zaczęły się upodabniać do drewnianych budowli w mniejszych miastach, które w przeciwieństwie do miast murowanych w większości zamieszkiwała ludność rdzennie polska.

Jak wielką wagę przywiązywano do problemu odbudowy świadczyć może to, że nawet na dalekiej emigracji, również w Rosji toczono na ten temat gorące dyskusje i spory. Piękny przykład, mimo nieprzychylnego stosunku władz Rosji do działalności polskich organizacji społecznych, dała sekcja techników przy Domu Polskim w Moskwie ogłaszając w 1915 roku konkurs na dwór, jakże ważny w polskim krajobrazie i kulturze i budynek urzędu. Pierwszą nagrodę otrzymał projekt p. Miśkiewicza, a dwie drugie Majewskiego i Dubika. Wystawa pokonkursowa pokazywała, że autorzy większości nadesłanych prac nawiązywali do tradycyjnej formy dworku polskiego, stosując jednak materiały niepalne – cegłę, dachówki ceramiczne.

W nagrodzonym drugą nagrodą projekcie Dubika (nie udało mi się dotrzeć do pozostałych, nagrodzonych prac) widać polski dach mansardowy wywodzący się ze starej formy brogowej. W jego połaciach zastosowano rdzennie polskie, pełne prostoty „wyględy”, których kształt nawiązywał do tradycyjnych szop i szałasów, w których pod dachem przechowywano siano, wrzucane tam przez podnoszoną klapę dachu. Jeden z recenzentów konkursu pisał: „Jest w staropolskich dachach tego typu coś niepospolicie imponującego, jest też szczególna artystyczna sugestja (zwłaszcza przy

takiej konfiguracji całości jaką np. u Witkiewicza napotykamy) przepiękna, a może najwyższa, o jaką architekt pokusić się może: sugestja majestatycznego ruchu. „Dom pod Jedlami” czyni dzięki tym formom dachu wprost wrażenie jakby sunął poważnie w przestrzeń. Przyczyniają się ku temu znacznie owe wyglądy, które unosząc się nieco w górę, przywodzą obraz ukośnego rzędu wioseł u boku rozłożystej galery. Doznawszy kiedyś tego wrażenia, z dziwnem uczuciem napotyka się potem u Glogera cytatę z Długosza, w której sławny dziejopisarz zestawia budowle polskie z okrętem. Nasuwa się też miejsce z Pana Tadeusza, gdzie porównywana jest starożytna karczma do korabia”. Prawda, że piękne?

Alegoria dworku aut. Bogucki

Dalej podkreślane są walory nagrodzonego projektu: polska rozłożystość budowli i swojskość podcieni. Akceptowany jest barokowy szczyt w elewacji frontowej, choć recenzent wolałby tu widzieć zastosowanie formy rdzennie polskiej, jak w podobnej do dworów polskich synagodze w Zabłudowie koło Białegostoku..
Oceniano, że wystawa ta dała nie tylko dobry rezultat w Moskwie, ale odbiła się szerokim echem i pobudziła innych do dalszych działań w tym kierunku. Jej organizatorzy apelowali o zakładanie w odrodzonej ojczyźnie szkół budowlano – technicznych, jaka powstała w tym czasie w Moskwie przy Komitecie Polskim. Apelowano, aby nie tylko w kraju, ale i na emigracji czuwano nad artystyczną spuścizną naszych przodków i nad jej przyszłością.
Obecnie powinniśmy ponowić ten apel, bowiem wiele dworków, będących kiedyś ostoją polskości, patriotyzmu, tradycji, niosących „kaganek oświaty” jest dziś wyrzutem sumienia i ciągle jeszcze potwierdzanej, wielkiej niesprawiedliwości dziejowej. Niejednokrotnie w opłakanej kondycji, często w ruinie wołają o remont. Właśnie dworki, rzadziej pałace.

Mariusz Gaworczyk