Problem dostępu do mieszkań wciąż istnieje i wszystko wskazuje, że będzie narastał, mimo iż od przedwojnia podejmowano wiele prób jego rozwiązania lub choćby złagodzenia. Jednym z pomysłów na rozwiązanie tego problemu były spółdzielnie mieszkaniowe, które istnieją i funkcjonują do dzisiaj.
„Sprawa mieszkaniowa należy u nas do najbardziej zaniedbanych nie tylko przez rząd będący na usługach klas posiadających, ale też przez samą klasę robotniczą i jej organizację. (…) Spółdzielnie mieszkaniowe mogą być wykorzystane do częściowego rozwiązywania sprawy nawet dzisiaj, o ile będą odpowiednio zorganizowane i wyposażone w kredyty. Mogą one stworzyć początek przyszłego aparatu, na którym oprze się wielki plan mieszkaniowy klasy robotniczej w Polsce”.1
„Sądzimy, że w najbliższym czasie rocznie banki będą sprzedawały zewnętrznym firmom wierzytelności z tytułu kredytów hipotecznych o wartości 5 mld zł.(…) To dużo (…) Doświadczenia światowe wskazują, że szkodowość rośnie w siódmym, ósmym roku spłacania kredytów. A to oznacza, że w okres „psucia” wchodzą właśnie kredyty z lat boomu 2006-08”.2
Problem dostępu do mieszkań wciąż istnieje i wszystko wskazuje, że będzie narastał, mimo iż od przedwojnia podejmowano wiele prób jego rozwiązania lub choćby złagodzenia. W dalszym ciągu nie jest łatwe osiągnięcie zdolności kredytowej, a w wielu przypadkach pojawiają się nieprzewidziane wcześniej trudności z jego spłatą.
Już w 1922 roku (!) sąd rejestruje Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową, której pomysłodawcami są Jan Hempel3, Bolesław Bierut4 i Stanisław Tołwiński5. Pierwszy z nich to „gorąca głowa” – anarchista, który zawsze był wrogiem chrześcijaństwa i kapitalizmu. Uważał, że „kościoły pogodziły się z ustrojem kapitalistycznym, który przecież oparty jest na wyzysku i poniewieraniu człowieka”6. Zapatrzonego w Hempla Bieruta nazywa się w Warszawie „molem spółdzielczym”. Młody, dwudziestosześcioletni Tołwiński aktywnie działa w Związku Robotniczych Stowarzyszeń Spółdzielczych. Prezesem WSM zostaje Stanisław Szwalbe, a jej główną siłą napędową i ideologiem będzie Teodor Toeplitz7. Największym problemem spółdzielni jest zdobycie środków na finansowanie inwestycji. Rynek komercyjnych kredytów hipotecznych nie istnieje. Pierwsze pół miliona dolarów uzyskują, wykorzystując rodzinne kontakty Toeplitza w Banca Commerciale Italiana. (Jako ciekawostkę można przypomnieć, iż bank ten kredytował, a po stratach poniesionych w czasie I WŚ przejął udziały w fabrykach Poznańskiego, Scheiblera, Geyera i kilku innych średniej wielkości łódzkich fabrykach, które stały się jego własnością lub popadły w zależność finansową, z której nie wydobyły się aż do II wojny światowej).
Pierwsze słowa aktu założycielskiego WSM brzmią:
„Celem spółdzielni jest dostarczenie członkom do użytkowania tanich, zdrowych i odpowiednio urządzonych mieszkań drogą samopomocy zbiorowej oraz przy poparciu instytucji państwowych, komunalnych i społecznych oraz zaspokajanie wspólnymi siłami kulturalnych potrzeb członków. Czas trwania spółdzielni jest nieograniczony.”8
Według bardzo ostrożnych obliczeń szacuje się, że w kraju brakuje około miliona izb o łącznej powierzchni dwudziestu milionów metrów kwadratowych. W jak tragicznych warunkach żyli ludzie w ówczesnej Polsce świadczą słowa ekonomistki, Zofii Daszyńskiej-Golińskiej z roku 1930:
„Samo obliczenie według izb świadczy o tym, jak niskie są nasze wymagania mieszkaniowe. Gdy Anglik mieszka przeciętnie w mieszkaniu o trzech pokojach, a domaga się czterech, gdy w republikach australijskich zastanawiają się, czy rodzinie wystarczy pięć izb, my marzymy o jednej izbie na rodzinę robotniczą, a ta rodzina jest gotowa przyjąć do tej izby sublokatora.”9
W ciągu kilku lat w Warszawie zarejestrowano wiele spółdzielni mieszkaniowych – lekarzy, pracowników uczelni, ministerstw, oficerów, a także Profesorów Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. W większości (ok. 90%) ich członkowie staną się właścicielami powstałych lokali. Jednak na ogół to lokale dla bogatszej klienteli. Mieszkania budowane przez spółdzielnie lokatorskie, jaką jest WSM , nie mogą przejść na własność ich mieszkańców, lecz stanowią tak zwany majątek społeczny. Lokatorzy mogą korzystać z nich tak długo, jak długo opłacają czynsz. Spółdzielnie te nie są dochodowe – to budownictwo społeczne nastawione na mieszkańców, a nie na zyski osiągane z płaconego przez nich komornego. Celem jest powiększanie ilości mieszkań, a nie pomnażanie pieniędzy. Największym problemem spółdzielni jest uzyskanie kredytu. Aby go rozwiązać rząd powołał Bank Budowlany. Jednak bank nie wywiązuje się z przypisanych mu zobowiązań.
Aby choć w części rozwiązać problemy finansowe warszawscy spółdzielcy wzorują się na podobnych zagranicznych inwestycjach, jak osiedle Haselhorst w Berlinie realizowane przez Waltera Gropiusa, czy Weissenhof w Stuttgarcie, gdzie pod kierunkiem Miesa van der Rohe w okresie dwudziestu jeden tygodni (sic!) wybudowano trzydzieści trzy budynki dla masowego odbiorcy. W przedsięwzięciach tych przyjęto założenie, że wysokość czynszu nie może przekroczyć możliwości płatniczych robotnika. W WSM, by obniżyć koszty realizacji próbuje się wprowadzać nowatorskie technologie, a także aktywizować mieszkańców do zarabiania na rzecz osiedla, poprzez zakładanie sklepów, warsztatów, teatru, kina i innych dochodowych przedsięwzięć. Ze względu na wykonawców, którzy próbują naciągać spółdzielców na dodatkowe wydatki władze WSM postanawiają budować własnymi siłami licząc, że sposób ten będzie tańszy i pozwoli na szybszą realizację robót.
Sytuacja mieszkaniowa w Łodzi
W Łodzi problem braku mieszkań był w okresie międzywojennym zaliczany do największych w kraju. W końcu 1929 roku liczba mieszkańców przekroczyła 600 tysięcy pogarszając i tak już trudną sytuację mieszkaniową. W mieście znajdowało się około 115000 lokali mieszkalnych, lecz aż 68% były to lokale jednoizbowe, zamieszkiwane średnio przez pięć osób. „Zagęszczenie mieszkań w takich dzielnicach jak Chojny i Bałuty może być porównywane tylko z barakami w Gdyni, z dzielnicą, którą przez smutną analogię nazwano „chińską” – pisał „Kurier Łódzki”10 Mimo, że w ciągu jednego tylko 1938 roku wybudowano 300 domów i rozpoczęto budowę następnych 500 nie poprawiło to w większym stopniu tragicznej sytuacji mieszkaniowej rodzin robotniczych.
Ale i w barakach nie wystarczało miejsca dla wszystkich potrzebujących. W jak tragicznych warunkach żyli najbiedniejsi bezrobotni pisał w roku 1932 „Kurier Łódzki” w reportażu opatrzonym sensacyjnym nagłówkiem: „Człowiek jaskiniowy pod Łodzią. Osiedle ludzkie przy cmentarzu żydowskim”: (…) za murami cmentarza żydowskiego na Dołach. (…) na poboczu niewielkiego wzgórza bezdomni nędzarze wygrzebali szereg ziemianek, w których zamieszkało kilkanaście rodzin. Były one oszalowane starymi deskami, nakryte czym się dało. „Do murów cmentarnych tulą się niejako gniazda jaskółcze, sadyby ludzkie (…) Jaskinie pierwotnego człowieka, w nocy cuchnące ścierwem bydlęcym, gniazda, które w takich warunkach opuściłby zwierz leśny i bestia drapieżna, zamieszkali ludzie (…) I siedzą ci ludzie w ciemnych, zatęchłych i wilgotnych norach, w lepiankach przykrytych łozą, chwastem, darniną lub śmieciem. Siedzą w nich jak plama na sumieniu człowieka, jak piętno na czole zbrodniarza”.11 Prasowe rewelacje w niczym nie zmieniły doli tych ludzi. Osiedle znajdowało się bowiem poza granicami ówczesnej Łodzi i władze samorządowe, mające dość zmartwień na własnym podwórku, nie wykazały zainteresowania losem ludzi mieszkających poza miastem.
Pierwsze łódzkie osiedla spółdzielcze
Idee spółdzielczości mieszkaniowej i budowy tanich mieszkań dotarły również do Łodzi. W krótkim czasie zawiązało się kilka spółdzielni. Na Chojnach, w niewielkiej od siebie odległości powstały trzy osiedla. Już w 1915 roku zawiązało się Towarzystwo Spółdzielcze LOKATOR. Jednak ze względu na działania wojenne do budowy osiedla położonego pomiędzy ulicami Lokatorską, Sejmową, Niemcewicza i Łączną przystąpiono dopiero w 1925 roku. Projekt sporządzili dwaj łódzcy architekci Adolf Goldberg i Wacław Kowalewski. W założeniach miało tu powstać 120 mieszkań. Wybudowano pięć domów utrzymanych w stylu dworkowym, w których zmieściło się 20 mieszkań, każde o powierzchni około 40 m2, a także duży budynek o formach modernistycznych przy ul. Łącznej i kilka mniejszych budynków wielorodzinnych. Osiedle posiadało własną studnię oraz wewnętrzna kanalizację sanitarną. W każdym bloku znalazła się pralnia z suszarnią i maglem. Na osiedlu zaprojektowano świetlicę, przedszkole, sklep, łaźnię a także klub towarzyski, boiska, korty tenisowe i ogródek jordanowski. Spowodowało to jednak zwiększenie kosztów wybudowania mieszkań i w rezultacie zamiast robotników, co pierwotnie planowano, zamieszkali tu głównie nauczyciele.
W obrębie ulic Bednarskiej, Unickiej, Sanockiej i Dygasińskiego, w latach 1930 – 1932 warszawska Pracownia Zakładu Ubezpieczeń Społecznych projektuje domy dla urzędników łódzkiego ZUS. Projekt wychodzi spod ręki znakomitego, choć ze względu na przedwczesną śmierć, mało dziś znanego architekta Józefa Szanajcy12. Współprojektantem był Jan Kukulski13. Osiedle miało składać się z czternastu budynków. Powstało siedem. Dwa dłuższe, pozbawione ozdób bloki z płaskimi dachami wzdłuż ul. Bednarskiej przeznaczono dla urzędników ZUS. Jeden z budynków wyróżnia się charakterystyczną, wysoką dobudówką wieży ciśnień, która zapewniała dopływ wody do wszystkich mieszkań.
Mieszkania dostępne z galerii miały być przeznaczone dla robotników. Osiedle zaprojektowano pod wyraźnym wpływem modnych wówczas, modernistycznych i funkcjonalnych idei Bauhausu i Le Corbusiera. Mieszkania wyposażono w balkony, a pomiędzy budynkami zaprojektowano zieleń – dziś niestety w dużej części zamienioną na miejsca postojowe dla samochodów.
W podobnym stylu, choć nieco skromniejsze osiedle powstało w pobliżu wybudowanego w latach 1927 – 1937 budynku Kasy Chorych pomiędzy ul. Podmiejską i Zimną (obecnie Leczniczą) wg projektu Antoniego Kowalskiego. Po przeciwnej stronie ulicy wybudowano w tym samym okresie (1924 – 1928) szkołę podstawową według projektu Zdzisława Mączeńskiego.
Zgodnie z docierającymi ze Stolicy trendami spółdzielnie zakładali urzędnicy skarbowi, oficerowie, pracownicy banków.
Między ul. Narutowicza i Mostową, w latach 1929 – 1934 wzniesiono Osiedle Spółdzielni Budowlanej Pracowników Zarządu Miejskiego) – dwanaście kilkurodzinnych domów o modernistycznej z dodatkowym budynkiem mieszczącym lokale usługowe oraz mieszkanie dozorcy.
Tuż obok, w tym samym czasie (1923 r.), powstała Kolonia Oficerska w obszarze ulic Kopcińskiego na południe od ul. Narutowicza, Tkackiej 2 i Zelwerowicza 1 według projektu Wiesława Lisowskiego. Budynki zachowały się w niezłym stanie. Niektóre odremontowano i zmieniono ich funkcje – szczególnie popularne są tu kancelarie adwokackie, ale powstał też hotel. Pierwowzorem zabudowy było osiedle na warszawskim Żoliborzu – próba zrealizowania idei „miasta ogrodu”. W Łodzi, przed II wojną tereny te znajdowały się na peryferiach miasta, a choć trudno w to uwierzyć jeszcze w latach 60 XX wieku ul. Kopcińskiego była ulicą brukowaną(!). Na niewielkich działkach wzniesiono budynki w stylu dworkowym, ozdobione kolumnowymi portykami. Nakryte wysokimi, czterospadowymi, łamanymi dachami z lukarnami
W każdej willi mogło zamieszkać osiem rodzin. Kiedyś była to oaza spokoju, dziś ganki przylegają do jednej z najbardziej zatłoczonych arterii miejskich, jaką stała się ulica Kopcińskiego.
W tym okresie wybudowano bardzo ciekawe i broniące się do dnia dzisiejszego osiedle im. Montwiłła Mireckiego. Na jego projekt i realizację rozpisany został konkurs architektoniczny, do którego stanęło wielu liczących się wówczas architektów. Do realizacji przyjęty został, nagrodzony drugą nagrodą, projekt architekta Jana Łukasika (nad którym pracował z M.T. Słońską, J. Berlinerem i W. Szereszewskim). Pierwszą nagrodę zdobył projekt Stefana Manasterskiego i Remigiusza Chodkowskiego z Warszawy. W jednym z mieszkań na tym osiedlu zamieszkało małżeństwo artystów, którzy są dziś wizytówką miasta – Władysław Strzemiński i Katarzyna Kobro.
Równolegle rozstrzygnięty został konkurs na osiedle mieszkaniowe na Nowym Rokiciu, który wygrał zespół Romualda Gutta i Józefa Janowskiego.
Nierozwiązany problem
Mimo licznych prób w Warszawie, Łodzi a także wielu innych miastach Polski do wybuchu II wojny problem mieszkaniowy nie został rozwiązany.
W warszawskim schronisku dla bezdomnych na Annopolu, które przewidziano na około cztery tysiące osób, w 1936 roku zamieszkuje jedenaście tysięcy ludzi w stu piętnastu barakach, z których wiele jest niedokończonych – bez podłóg i okien, po kilka rodzin w jednej izbie. Ustawicznie brakuje żywności, leków opału, podstawowego personelu, także medycznego, w jednej tylko przychodni, czynnej zaledwie sześć godzin w tygodniu. Jeszcze bardzie j tragiczne warunki panują w pierwszym tego typu osiedlu, na Żoliborzu. Na otoczonym płotem i drutem kolczastym terenie stłoczono około czterech tysięcy osób. Prawdziwej liczby nikt nie zna.
Nie lepiej jest w Łodzi, w której wielokrotnie podejmowano próby rozwiązania problemu mieszkaniowego. W wybudowanych osiedlach spółdzielczych, czy Towarzystw Osiedli Robotniczych, mimo że z założenia dla nich miały być przeznaczone, z rzadka zamieszkują robotnicy. Ze względu na zbyt wysoki czynsz, przekraczający ich możliwości, wybudowane osiedla zamieszkują urzędnicy, lekarze, inżynierowie, czy artyści. Dla najbiedniejszych, również w Łodzi, wznosi się osiedla drewnianych, pozbawionych minimalnego wyposażenia sanitarnego baraków min na Nowym Rokiciu i Polesiu Konstantynowskim.
W połowie grudnia 2015 Gazeta Wyborcza doniosła, że „Nowe Centrum (Łodzi) nabiera rozpędu już nie tylko jako idea, ale rzeczywisty projekt (…) że obok przebudowywanego dworca Łódź Fabryczna i odnawianego EC1 (…) część terenu zostanie przeznaczona na budowę mieszkań. I nie będą to mieszkania typowe.” Sześćdziesiąt trzy mieszkania(!) przy ul. Składowej ma wybudować Bank Gospodarstwa Krajowego z przeznaczeniem na wynajem, a pierwsi najemcy wprowadzą się według założeń za trzy lata. „(…)mieszkania będą przeznaczone między innymi dla osób „pracujących, mobilnych i szukających nowych wyzwań”.
Czy znacząco wpłynie to sytuację mieszkaniową i wizerunek miasta? W jego centrum, po części, zapewne tak. Jednak fakt, że zbudowane w 1923 roku, pozbawione elementarnych wygód baraki są do dziś zamieszkane powoduje, iż trudno uwierzyć, że problem mieszkaniowy w Łodzi został rozwiązany.
Mariusz Gaworczyk architekt IARP
1 Wypowiedź Stanisława Tołwińskiego z 1921 r. – Filip Springer 13 pięter, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, str. 48.
2 Gazeta Wyborcza Piątek 20 listopada 2015, str. 24
3 Jan Hieronim Hempel, ps. Jan Bezdomny, Jan Boży, Jan Wolski (ur. 3 maja 1877 w Prawdzie, zm. 2 września 1937 w Moskwie) – polski marksista, publicysta, tłumacz , filozof i działacz spółdzielczości, członek PPS-Lewicy, PPS i KPP[1].
4 Bolesław Bierut (ur. 18 kwietnia 1892[b] w Rurach Brygidkowskich[c][d], zm. 12 marca 1956 w Moskwie) – polski polityk, działacz komunistyczny, agent NKWD[2], Przewodniczący Krajowej Rady Narodowej od 1944, pierwszy przywódca Polski Ludowej, Prezydent RP od 1947, przywódca PZPR (od 1948 roku jako Sekretarz Generalny, a od 17 marca 1954 I Sekretarz KC), Prezes Rady Ministrów PRL od 1952, Poseł na Sejm PRL I kadencji, członek Komisji Wojskowej Biura Politycznego KC PZPR nadzorującej ludowe Wojsko Polskie od maja 1949[3].
5 Stanisław Tołwiński (ur. 11 października 1895 w Strzemieszycach, zm. 25 lutego 1969 w Warszawie) – polski działacz społeczny, polityk, w latach 1945–1950 prezydent m.st. Warszawy.
6 Filip Springer 13 pięter str. 46
7 Teodor Toeplitz (ur. 3 lipca 1875 w Szepetówce[1], zm. 25 kwietnia 1937 w Otrębusach) – działacz spółdzielczy, radny miasta stołecznego Warszawy. Jeden z czołowych działaczy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
8 tamże str. 49
9 tamże str. 42
10 Wacław Pawlak „ W rytmie fabrycznych syren” Wyd. Łódzkie, Łódź 1984, wyd. 1, str. 228.
11 Tamże str. 161
12 Józef Szanajca zaproponował stacjonującemu w majątku Lachertów (w którym, w tym czasie też był gościem) generałowi Andersowi, że będzie mu służył, jako kierowca – posiadał nowoczesną, sportową Tatrę. Generał przystał na propozycję. Kilka godzin później, w nocy z 24 na 25 grudnia, na drodze pomiędzy Płazowem a Tomaszowem Lubelskim Szanajca ginie trafiony w czoło serią z karabinu maszynowego przez strzelającego z ukrycia Ukraińca.
13 Kukulski Jan ur. 1901 architekt warszawski (Wydział Architektury PW 1928 r. Pracował w biurze projektów ZUS w Warszawie pod kier. Szanajcy.
Artykuł, w skróconej formie ukazał się w Kwartalniku Łódzkim nr II/2016